Titina

Program zaczyna się „Titiną", a kończy „Wąsikiem". Przy okazji słuchania tekstów piosenek
z lat 20-tych i 30-tych można by wdać się w dociekania nad użyciem słówka "ach", bo tak często się pojawia. Czy była to tylko wygoda dla autorów, gdy należało posłużyć się jedną sylabą dla wyśpiewania nuty. czy też szło o emfatyczny wykrzyknik lub czułe westchnienie to duchu epoki?
W każdym razie jest to słówko na ustach wykonawców, tkwi to tekście, Wzmacnia jego wyrazistość uczuciową, która dziś albo drażni nas afektacją, albo wywołuje chichoty okrutne wobec niegdysiejszych sentymentów.
A więc: „Titina, ach, Ti-tina" i „Ten wąsik, ach, ten wąsik" oraz „Ach, panie, ach panowie, Tak trzeba, śmiech to zdrowie" ..
Czyli „jak w przedwojennym kabarecie" (to tytuł książeczki Ryszarda Marka Grońskiego)? Otóż niezupełnie, niezupełnie. Z całkiem naturalnych powodów. Bo numery z repertuaru warszawskich teatrzyków trafiły teraz na estradę Teatru Studentów PWST (Kraków, ul. Warszawska 5, wejście na lewo
I piętro); nie ma tu Zuli Pogorzelskiej, Eugeniusza Bodo, Adolfa Dymszy i Ludwika Sempolińskiego — są za to adepci sceny z IV roku Wydziału
aktorskiego dający przedstawienie dyplomowe z przedmiotu "piosenka", o czym w Krakowie to w ogóle się nie wie — i wstyd to stwierdzić, skoro
"Życie Warszawy" mogło już dać recenzję, chwaląc z uznaniem pokaz w całości uzdolnienia poszczególnych dyplomantów jako „krakowskie nadzieje".
— Ach, jacy młodzi! — woła coś w przedwojennej duszy na ich widok. I właśnie ów melanż starych przebojów, dawnej muzyki rozrywkowej, tamtych powiedzonek i rymów, echem, wracających gustów i mód — ze świeżością wykonawców, ich innością, odmienną wrażliwością współczesnym stosunkiem do tego „co nam zostało z tych lat", z dystansem młodości — jest najbardziej ekscytującym przeżyciem wieczoru.
Doprawdy szkoda, że Państwo nie rmożecie tego zobaczyć! A zobaczyć na razie nie można, bo Szkoła... nie ma węgla — w nieogrzanej sali poprzeziębiałyby się nam długonogie dziewczyny w siatkowych pończochach, od góry natomiast wydekoltowane jak trzeba, żeby było rewiowo, szałowo, seksowo...
I — Boże! — cóż te girlsy, divy i szansonistki noszą na ołowie, jak są ubrane! Dawniej na. afiszu pisało się "Zielona toaleta pani X. w I finale
z pracowni »Zuzanna«" (a tuż obok: „Daj grosz na bezrobotnych!" — teraz skromniej: że Teatr Słowackiego i Bagatela udostępniły swoje magazyny, skąd początkujący aktorzy czerpali stroje. Dla panów mniej
wymyślne — obowiązkowa laseczka cylinder lub melonik, szal, rękawiczki. A jak te stroje nosić, jak się w nich ruszać, jaki zrobić stylowy gest a la 0rdonka czy Żelichowska, Olsza Żabczyński — to podpowiedziała studentom specjalistka od ruchu scenicznego, p. Zofia Więcławówna, aby było tak, jak na okładce „Pani", albo magazynu ,.As". Kostiumy przygotowały w pracowni krawieckiej PWST Genowefa Nieć i Krystyna Suder, konsultację wokalną zapewniła mgr Helena Król,
światło — Wiesław Ochal, dźwięk — Władysław Kisiel, a nagrania archiwalne na użytek PWST — bezinteresownie Stefan Kukuła. I tak złożyła się na całość spektaklu pt. „Titina".
„Co będę gadać dużo, / O to tylko szło — / Chodzicie, gdzie chcecie, / A w końcu przyjdziecie / Zawsze do "Qui Pro Quo!" Zaprowadziła tam swoich podopiecznych profesorka Stebnicka, a pani Marta ma prawdziwy dar wskrzeszania, odświeżania, odmładzania piosenkarskiej przeszłości. Na strychu i w antykwariatach, u przygodnego grajka i „w starych nutach babuni" wyszukać sobie zawosze umiała i podać w nowym kształcie aktorsko-estradowym berżeretki francuskie i piosenki żołnierskie, staropolskie melodie dworskie i ludowe, ballady i piosenki findesieclowe, przywołać wspomnienie Adolfiny Zimaier z teatrzyków ogródkowych i "Damy z Montmartre'u" — Yvette Guilbert...
7, takim doświadczeniem, ? takim instynktem, z takim słuchem absolutnym dla utworów z pieśniarskiego lamusa — objęła teraz pedagogiczno i reżysersko opieką debiutująca młodzież aktorska. "Czy pani Marta jest grzechu warta?" — pytam za Hemarem i odpowiadam sobie twierdząco, podejrzewając. że - profesorka o tak pogodnym uśmiechu musiało się młodzieży dobrze pracować, Rezultaty — na Scenie Studentów. W głębi jedyny element dekoracji; wieszak z teatralnymi kostiumami i klatka dla ptaków ze... złotym pantofelkiem w środku. Z boku — pianino (przy nim Barbara Boczek). Z magnetofonowej taśmy głos artystki Niwińskiej, która cała wzruszona wspomina jak było naprawdę w „Qui Pro Quo" — „kochanej starej budzie".
Z zaciemnienia wyłaniają się pary splecione w upojnym tangu, by w blasku reflektorów rozszalał się za chwilę porywający charleston Ach!... A potem wyłaniają się soliści w repertuarze nieśmiertelnym "Rebeka". (Lidia Duda) i „Blady Niko" (Kamila Sammler), "Czarna Mańka" (Elżbieta Zając) i „Bubliczki" (Grażyna Trelo). "Nikt mnie nie rozumie tak jak tu" (Marek Kalita) „Ostatnia niedziela" (Zdzisław Korzeniowski). Tadeusz Hankiewicz śpiewa o ,.Sta-rym Cyganie". Lech Dybik — "Jamais" Andrzej Słabik — "Bajaderka",Grzegorz Chrabkiewicz
- "Pamiętam twoje oczy", Wojciech Piekarski — „Sztajerka". Mówiąc słowami dawnej piosenki: .....w naszym
"Oui Pro Quo" / Wreszcie jest narybek, nowe twarze: kto?"
Twarze, nogi, głosy (z tym różnie, ale ważniejszy na estradzie jest wyraz), dowcip, wdzięk,czasem parodia częściej pastisz nigdy imitacja; tempo, swoboda, urok, zmienność nastroju, radość występu — na scenie. A na widowni wolno mieć prywatne upodobania. Podoba mi się więc, gdy Wiesław Dziuba z młodzieńczą lekkomyślnością grozi "Nie będziesz ty.
to będzie inna", a Ziuta Zającówna odpowiada ślicznie, delikatnie i szczerze: "Nikt tylko ty". Słodkie są "siostry syjamskie" Agata Pilitowska
i Dorota Zięciowska w „Sam mi mówiłeś" oraz rozkoszny duet Joanny Wizmur i Niny Kuhlanek "Ja się boję utyć".
(A "Peruwianka" Zęciowskiej, a "Seksapil" Kulhanek...)
I chłopcy! Minikreacja Mariusza Saniternika „Chodź pan na kamienne schodki" oraz pewni "rewelersi" Konrad Łatacha, Wiesław Sokołowski i Zbigniew Mieczyński, dla których „Nasza jest noc", jak niegdyś dla Stefci Góreckiej, która słysząc to teraz i w takim wykonaniu i popłakała się ze śmiechu i wzruszenia. Ja też tam byłem śmiałem się
i duże brawo biłem".

WŁADYSŁAW CYBULSKI
Dz. Polski 19/20/21.12.1980