"Szynel"
Owszem, także i u samego Gogola historia sprawienia sobie nowego płaszcza przez pewnego urzędniczynę z Petersburga jest tylko pretekstem do o-pisywania realiów pisarzowi współczesnych i szydzenia z nich. Ale Jerzy Trela , reżyser dyplomowego przedstawienia studentów PWST , wykorzystał tę prostą i krótką fabułę daleko pełniej. Pojawiają się tu sytuacje i odniesienia międzyludzkie znane nam nie tylko z tego akurat opowiadania.
Przyczyna jest dość oczywista. To, co w „Szynelu" atrakcyjne, to nie fakty fabularne, ale porywający swoja dosadną trafnością Karykaturalny opis, bezlitosny zarówno gdy dotyczy nadętego i próżnego urzędasa najwyższej kategorii, jak i wówczas, gdy mowa o drobnym, żałosnym Pijaczynie. To także gorzka sugestia, że wywleczone na widok publiczny brudy i braki to nie jakiś jednostkowy, niezwykły przypadek, lecz codzienność, stan naturalny dla opisywanego świata, a też i dla opisującego...
Przeniesienie na scenę literatury tego typu wiąże się z dużym
ryzykiem. Akcja posuwać się może jedynie dzięki dialogowi dopisanemu i niestety w małym stopniu oddającemu wszystkie smaczki gogolowskiego języka, jego złośliwych porównań, spostrzeżeń i komentarzy. Powodzenie zależy więc od tego czy reżyserowi uda się „stranskrybować" dany utwór na system obrazów — symboli maksymalnie odpowiadających specyfice stylu i języka pisarza.
Reżyser świadom z pewnością tych uwarunkowań dołożył starań, żeby tworzony przez niego spektakl zabrzmiał po gogolow-sku, odzwierciedlił styl i intencje autora. Plastycznie, bo za pomocą schodów, wyodrębnił więc poziomy urzędniczej hierarchii: od najniższego, stanowiącego podstawę piramidy, gdzie żyje nędzny kancelista 1 krawiec — alkoholik,
przez kilka średnich odpowiadających kolejnym stopniom urzędniczej kariery, aż na sam dygnitarski szczyt. Pomiędzy tymi stopniami (do najwyższego jednak nigdy się nie zbliżając) przechadza się pilnujący porządku funkcjonariusz.
Smakując szczegóły gogolow-skich szyderstw (niczym krawiec Pietrowicz swój bimber o podejrzanym, żółtawym zabrwieniu), bawiąc się niuansami tzw. kolorytu wynikającego z czasu 1 miejsca akcji, Jerzy Trela „prawie te" stworzył zgrabne i dowcipne przedstawienie. Dlaczego tylko „prawie że"? Bo nie wszyscy jego wychowankowie zagrali dobrze. Ogólnie — owszem — nie popełniali błędów, trzymali tempo spektaklu i wykazywali się dostatecznymi umiejętnościami nabyty-
mi podczas studiów. Ale czuło się tu atmosferę szkoły. I egzaminu... Paradoksalnie i chyba nieza-mierzenie tym lepsi byli ci młodzi aktorzy, im wyżej w hierarchii postawioną osobę grali. Bezsprzecznie najlepszą sceną jest więc ta w domu Dygnitarza: to epizod żywy, przekonująco rozegrany 1 wzbudzający na widowni szczere rozbawienie. Natomiast główny bohater, pan Akakij... Niestety, zbyt chyba dosłownie wziął sobie do serca wskazówkę o bezbarwności biednego urzędnika.
Jest cichutki i powolny jakby go wcale nie było. Ta zaś luka spowodowana jego "nieobecnością" daje się mocno we znaki i objawia nudą na scenie, a ziewaniem na widowni...
DOROTA KRZYWICKA
MIKOŁAJ GOGOL — „SZYNEL"; przekł. J. Tuwim; reżyseria — Jerzy Trela, scenografia — Elżbieta Krywsza-Fedorowicz. opr. muzyczne — Grzegorz Gór-kiewicz: praca dyplomowa stu-dentów PWST pod opieką pedagogiczną Jerzego Treli. Premiera 11 III 1984 Scena Szkolna, Straszewskiego 22.