Dyplom w PWST
WYSPIAŃSKI W SZKOLE
"Co się w duszy komu gra" to już czwarte w tym roku akademickim przedstawienie dyplomowe w krakowskiej szkole teatralnej. Premiera prasowa odbyła się już po obsypaniu spektaklu nagrodami na przeglądzie prac dyplomowych szkół teatralnych w Łodzi. Młodzi aktorzy grający w tej adaptacji „Wesela" zdobyli dwie spośród pięciu głównych nagród i trzy z dziewięciu wyróżnień. Głównymi laurami obdarzono Mariolę Pietrek (Rachel) i Łukasza Żurka (Czepiec). Ten ostatni dostał też nagrodę publiczności. Wyróżniono Wojciecha Szawula (Żyd), Piotra Belucha (Jasiek) i Józefa Hamkałę (Kasper). Nie ukrywam, że wiadomość o nagrodach wpłynęła na mój odbiór przedstawienia.Patrzyłem przede wszystkim na świeżo upieczonych aktorów, zestawiając werdykt łódzki z własną oceną.
Nie mając porównania z innymi spektaklami konkursowymi, z wyjątkiem „Non-stop-show" Jarockiego („Mefisto" był poza konkursem, „Ścisłego nadzoru" w Łodzi nie pokazano) mogę stwierdzić, że wymieniona piątka, szczególnie Żurek, Pietrek i Szawul, jest bardzo widoczna na scenie. Żurek to aktor z krwi i kości. Jego gra budzi respekt u partnera i widza. Szawul zasługiwał na coś więcej niż wyróżnienie. Jego Żyd. dzięki temu, że nie został zbudowany przy pomocy najprostszych gagów, potrafi bawić i wzruszać. Swoją inteligencję aktorską potwierdził Szawul już w przedstawieniu „Mefisto" (Magnus). Ekscytująca, ale i budząca uśmiech politowania Rachel, przyobleczona w ciało Marioli Pietrek niesie w sobie tajemnicę i nostalgię za czymś, co chyba jeszcze bezpowrotnie nie zniknęło, skoro potrafi się objawić w teatrze. Czy to się streszcza w słowie poetyckość? Znany również z "Mefisto" Piotr Grabowski w najnowszym dyplomie pokazał, na co naprawdę go stać. W oglądanym cztery miesiące temu spektaklu był nieopierzonym nowicjuszem, teraz jest bardzo dobrym, młodym artystą. Gra słowem, pauzą, drobnym grymasem twarzy. Nieporozumieniem jest niezauważenie tego człowieka przez łódzki aeropag festiwalowy. I jeszcze jedna korekta. Tak dobra w grudniowym dyplomie Marta Konarska również w „Weselu" pokazał swą witalną siłę. Cóż z tego,
skoro jurorzy patrzyli tym czasie na chłopców?
Suma kilku udanych ról nie musi dawać w efekcie dobrego widowiska. Tak jest niestety z „Co się w duszy komu gra". Reżyserka, zgodnie z zasadniczym celem, przygotowała ekstrakt „Wesela", składający się z kilkunastu, czasem syntetycznych ról o podobnej objętości. Każdy więc może sobie pograć. Koniecznej siłą rzeczy kameralizacji widowiska sprzyja też udana adaptacja symbolicznej części dramatu. O to wszystko trudno mieć pretensje. Żal widza budzi jednak spostrzeżenie, ze „Wesele" Anny Polony, będąc pokazem dobrych i złych ról, nie wnosi do interpretacji dramatu niczego, o czym byśmy już wcześnej nie wiedzieli. Nie prowokuje, ani podnieca, tylko pokazuje. Trudno mi powiedzieć, czy jest to konieczny koszt spektaklu szkolnego, w którym przede wszystkim myśli się o interesach aktorów. Ja wciąż mam nadzieję, że nie. Cieszę się jednak z tego, że większość z grupy młodych adeptów sztuki teatralnej prowadzonych przez Annę Polony nauczyła się dobrze przekazywać tekst poetycki. Większość potrafili podawać wiersz z nienaganną dykcją. Wyjątek i przestrogę dla innych stanowi ten, który fragment „Wesela" wypowiedział w narzeczu „uderzająco przypominającym suahili: „Otka leka ja Jaka leka"
Miejmy nadzieję, że ten afrykański dzień był tylko krótkim epizodem w jego życiu.
MAREK MIKOS
„Co się w duszy komu gra...", Wedlug „Wesela" Stanisława Wyspiańskiego. Opieka pedagogiczna i reżyseria: Anna Polony. Przedstawienie dyplomowe IV roku Wydziału Aktorskiego PWST w Krakowie. Premiera prasowa: 26.04.1991 r.