Paweł Głowacki

Wyznania szczerego entuzjasty teatru

Wesoły pasztet magisterski

Siemion Siemionowicz Podsiekalnikow - klasyczny życiowy pasztet - nie wypowiada słów, które dobrze znamy. Nie mówi on mianowicie: jeśli nie chcesz mojej zguby, pasztetowej daj mi luby, a nie mówi, gdyż żarty skończyły się już definitywnie. Podsiekalnikow - pasztet widzi, że pasztetowa jest na wykończeniu, wie, że jeszcze dwa gryzy i będzie po ptakach, a przecież dom bez pasztetowej jest rozpaczą. Ale to dopiero początek ciemności. Dom bez pasztetowej jest wprawdzie rozpaczą, ale dom bez pasztetowej i bez grosza na pasztetową jest już tragedią. Czym zaś jest dom, w którym pasztetowa jest na wykończeniu, nie ma grosza na pasztetową i dodatkowo nie ma nawet widoków na grosz na pasztetową, ale za to jest widok - i to ciągły - na żonę i teściową? Takie gniazdko jest wielką tragedią. Wiadomo: nieobecności pasztetowej z obecnością najbliższych sercu niewiast (zwłaszcza gdy niewiasty zauważają braki w aprowizacji i zarazem zgrywają się na czułość), otóż - tego pogodzić się nie da. Ściślej - tego się nie da przeżyć, tutaj trzeba się zastrzelić. Zwłaszcza w Związku Sowieckich Republik Radzieckich.
„Samobójca" Nikołaja Erdmana jest tym rodzajem komedii, która w istocie przeraża. No, bo niby z czego tu rechotać? Czasy opisane przez Erdmana były takie, że Kreml trzymał się fantastycznie i mocno, zmieniając rzeczywistość w mroczną maź o konsystencji i smaku starej pasztetowej, której i tak nie było. Owszem, tragicznie było, mogilnie, przerażenie pieniło się wszędzie i wszędzie zarastał strach, ale gdzieś na dnie zwyczajnego życia tkwiła ogólna pasztetowość. Wrażliwość okazywała się pasztetowa, myślenie było pasztetowe i cała reszta takoż: pasztetowe tęsknoty, pasztetowe namiętności, pasztetowe nadzieje, pasztetowe ambicje, pasztetowa wyobraźnia, pasztetowe kręgosłupy, pasztetowa miłość i pasztetowe rozczarowanie. Wszystko było niczym owa skierowana do konsumpcji sina plastelina w bladej skórce, której to skórki nikt nie był w stanie przegryźć. I gdy gdzieś w połowie wyreżyserowanego przez Jerzego Trelę dyplomu wydało mi się, że wciąż opadające portki, w których przechadza się po świecie Podsiekalnikow, uszyte są jakby z pasztetowej, wtedy pojąłem, iż spektakl jest generalnie udany. Udany, bo o tęsknocie za smakiem pasztetowej, który w tamtych okolicznościach niczym innym nie był, jak życiem, jak smakiem potwierdzającym, że się jeszcze żyje i że jednak warto jeszcze pożyć. Z powodu braku pasztetowej, owszem, można się powiesić, ale czyż nie lepiej się nie wieszać?
Podsiekalnikow chce się zastrzelić. Da sobie jednak jeszcze jedną szansę. Będzie nią ogromna, lśniąca trąba. Najbliżsi załatwią trąbę, która ma załatwić przeżycie. Podsiekalnikow nauczy się grać na trąbie, graniem na trąbie zarobi na pasztetową i życie znowu stanie się piękne. Ale życie nie stanie się piękne, sama trąba to za mało. Żeby nauczyć się gry na trąbie, trzeba sobie obstalować pianino, a to jest ponad i tak już katastrofalnie zgruchotane nerwy Podsiekalnikowa. Jedynym wyjściem pozostaje rewolwer. I dokładnie w tym momencie rozpoczyna się mroczny cyrk. Do ostatecznie zdecydowanego Podsiekalnikowa przychodzą najprzeróżniejsze pasztetowe indywidua, by nakłonić go do postawy społecznej. Inteligent sugeruje śmierć za uciśnioną inteligencję, pisarz - za artystów, kupiec - za kupiectwo, duchowny - za duchowość, dwie zaś moskiewskie córy Koryntu kuszą, by Podsiekalnikow wyzionął ducha nie z powodu pasztetowej, ale z powodu ich ciał. Niejaki Kałabuszkin zaś robi na tym wszystkim niezły interes. I Podsiekalnikow się zgadza. Na wszystko. Jeszcze tylko pożegnalny bankiet, jeszcze śpiewy, jeszcze spore łyki czystej jak łza pocieszycielki, jeszcze tylko dziesięć minut, jeszcze pięć, jeszcze... a potem już tylko to. Podsiekalnikow odchodzi, by zabić się z powodu cierpień całej Rosji. Jakżeż jednak wielkie będzie rozczarowanie Rosji, gdy zgromadzona przy łożu śmierci Podsiekalnikowa Rosja zauważy, iż na łożu nie trup Podsiekalnikowa spoczywa, jeno zalany w trupa Podsiekalnikow! Erdman jest w tej końcówce bardzo gorzki. I bardzo ciepły zarazem.
Tak, w istocie dobry spektakl, te powyższe, a nawet kilka innych myśli, co nienowe, spacerują sobie w nim i każą się nad sobą zastanowić. Można by, rzecz jasna, uczepić się Treli i poszczypać go ździebełko za ślamazarność pierwszej godziny, za cokolwiek nazbyt spowolniony rytm całości, za czasami niezręczne zszywanie scen, ale przecież nie o to chodzi. W dyplomach aktorskich bowiem chodzi zawsze o to samo, o, że tak powiem, ową pasztetową, czyli o życie. O dalsze życie studenta, który właśnie przestaje być studentem. I jest dobrze, gdy w takim spektaklu pojawią się dwie, trzy role, które warto obejrzeć. W przedstawieniu Treli jest ich sześć. Kto wie, może tak dużo dlatego, że Trela nie chciał przeszkadzać?
Dariusz Toczek (Podsiekalnikow), Sonia Bohosiewicz (Teściowa), Jacek Król (Kałabuszkin), Dariusz Starczewski (Inteligent), Grzegorz Falkowski (Pisarz) i Marcin Kobierski (Głuchoniemy). Nie. że te role warto obejrzeć - to jednak fatalnie powiedziane. To po prostu trzeba obejrzeć. Generalnie rzecz ujmując: sześć niebywale czysto skrojonych ludzkich charakterystyczności, podszytych gdzieś - może najwyraźniej u Toczka - jakimś czystym gatunkiem wzruszenia. I jeszcze coś, zawsze godna polecenia świadomość, że - jakby powiedział Beckett - nie należy bździć wyżej własnego pępka. Choćby rzeczony Toczek. W ostatniej scenie wysysania resztek pasztetowej skromne spojrzenie Toczka mówi wszystko. Tak jest - stara pasztetowa na świeżego kaca nie jest pomysłem godnym fachowca.

Państwowa Wyższa Szkoła Teatralna im. Ludwika Solskiego w Krakowie. Nikołaj Erdman „Samobójca". Spektakl dyplomowy IV roku Wydziału Aktorskiego. Reżyseria i opieka pedagogiczna prof. Jerzy Trela. Scenografia Jan Polewka. Kostiumy Dorota Morawetz. Muzyka Jan Kanty Pawluśkiewicz.