Premiera w PWST

Pisklę na pięciolini

Jednym z bardziej wzruszających momentów w świecie przyrody jest czas wykluwania się piskląt. Pęka skorupka, wychyla się z niej nieopierzona istota, ciekawa świata i siebie w tym świecie. Zachłannie otwiera dziubek, by potknąć wszystko, co da mu siłę do życia. Podobnie dzieje się podczas przedstawień dyplomowych w szkole teatralnej. Młode, nieopierzone jeszcze ptaki szukajq swego miejsca w sztuce. Często niestety, pozostawieni sami sobie, błądzą niczym dzieci we mgle.
Nie wszyscy mają takie szczęście jak Barbara Kurzaj, której Józef Opalski z wprawą akuszera pomógł przebić skorupę i rozwinąć prawdziwe, sceniczne skrzydła. Stało się to w trakcie monodramu ."...jak Piaf", który jest hołdem artystów złożonym genialnej śpiewaczce. Zarówno aktorka, jak i reżyser znaleźli w sobie tyle pokory, by nie udawać francuskiej pieśniarki, lecz, by przy pomocy historii jej życia oraz piosenek, opowiedzieć coś o sobie i sprawach, które mogą obejść siedzącą na widowni publiczność.
Już sam początek jest podkreśleniem faktu, iż twórcy odcinają się od wszelkiego rodzaju naśladownictwa. Aktorka, nim rozsunie kurtynę, przedstawi się widzom z imienia i nazwiska, zapewniając o swojej miłości do Edith. Za chwilę ujrzymy białą pięciolinę, na której scenograf Marek Braun rozwiesił zdjęcia śpiewaczki. Ją samą ujrzymy w ciemności wówczas, gdy Barbara Kurzaj zacznie spowiedź z życia arytstki. Mimo, iż wciela się w postać Edith, tak naprawdę jest sobą - dziewczyną, która rozumie, że mogło się zdarzyć komuś życic, przypominające biografię bohaterki kiepskiego romasnu.
Bo czyż życie Edith nie miało w sobie czegoś z kiczu? Urodzona niemal na ulicy, gdyż nie dojechał szpitalny ambulans, opuszczona przez matkę, sama - jako nastolatka - traci dziecko, umierające na zapalenie opon mózgowych. Przechodząc z jednych męskich ramion w drugie, zostaje zabrana z ulicy przez wpływowego kochanka, by stać się sławną.
Jednak opowieść, snuta przez Barbarę Kurzaj, o dążącej do samozagłady kobiecie, szybko przeradza się w historię o dojrzałości artystki, która ponad wszystko kochała swoje piosenki i swoją publiczność. Pięć z nich możemy ułyszeć w interesującej interpertacji młodej aktorki, by za chwilę stal się cud, o którego scenicznej sile przekonają się wszyscy, którzy odwiedzą szkolny teatr.
Podczas spektaklu ze skorupy wyjrzało zdolne pisklę, balansujące z wrażliwością na delikatnej pięciolini sztuki. Reżyser niczym kukułka będzie musiał je teraz podrzucić do innego gniazda. Jednak po takim doświadczeniu jestem już pewna, że nie da sobie ono podciąć skrzydeł. Pozostaje nam tylko czekać, kiedy po raz kolejny wzbije się do lotu.

Magda HUZARSKA SZUMIEC

G. Krak., 07.12.1998