W PWST. „Ćwiczenia z Czechowa"

Nieoczekiwane drogi

JOANNA TARGOŃ

W tych „Trzech siostrach" nikt nikogo nie zabija, pułk nie opuszcza miasteczka, świat się nie kończy dramatycznie. Wszystko powoli wygasa; i bohaterowie, i widzowie zostają z gorzkim poczuciem niespełnienia.
Nie chodzi bynajmniej o niespełnienie artystyczne - spektakl Pawia Miśkiewicza jest bardzo udany, adaptacja tekstu ciekawa i niebanalna, a wspólna praca reżysera i aktorów nad stworzeniem scenicznego świata przynosi świetne rezultaty. Czechow brzmi tu świeżo i nieoczekiwanie; postaci i sytuacje wyskakują z kolein interpretacji, do których przyzwyczaiły nas inne spektakle czy analizy. Przedstawienie nosi skromny tytuł „Ćwiczenia z Czechowa". Nie są to całe „Trzy siostry", lecz kilka scen z dramatu, uzupełnionych fragmentami (niewielkimi) z „Płatonowa", „Wujaszka Wani" i opowiadań. Te uzupełnienia najbardziej zmieniają postać Nataszy. W „Trzech siostrach" tylko mówi się o jej romansie. Tutaj widzimy Nataszę, której Czerpakow wyznaje miłość, ona się waha, romans może się rozwinie, może nie... Natasza (Anna Cieślak) jest delikatną, choć prostacką dziewczyną, onieśmieloną wytwornym towarzystwem i „lepszą" rodziną, do której weszła. To towarzystwo i rodzina bezlitośnie kpią z jej nieustannych zachwytów nad synkiem Bobikiem. Aż zaczynamy jej współczuć, a nawet rozumiemy wybuch złości na nianię, która trafiła akurat na chwilę wzburzenia po miłosnym wyznaniu.
Przy stole.
Spektakl składa się z dwóch części: pierwsza rozgrywa się przy wielkim, zastawionym (na imieniny Iriny) stole. Czas pędzi, a jakby stał w miejscu. Ciągle ten sam stół, ci sami ludzie, te same, coraz bardziej gorzkie rozmowy o życiu. Poczucie jałowości, daremności, niespełnienia. Jak to u Czechowa - ale tutaj wyostrzone, dotkliwe poprzez brak dystansu czasowego. Miśkiewicz nie pokazuje bowiem Czechowa historycznie. Nie chodzi nawet o to, że na scenie nie ma samowara, białych sukien i rosyjskich klimatów (już w wielu przedstawieniach ich nie było). Współczesność nie jest tutaj kostiumem; objawia się raczej innym gatunkiem ekspresji aktorskiej, większą bezpośredniością zachowań, drapieżnością dialogu. Młodzi aktorzy świetnie poczuli się w tej rzeczywistości. Zwłaszcza Julia Sitarska (znakomita Olga), Marta Ojrzyńska (Irina), Karol Śmiałek (Czebutykin).
Ludzie i sytuacje.
Skoro to „Ćwiczenia z Czechowa", a nie „Trzy siostry", można było uwolnić się od konieczności stworzenia zamkniętego, gotowego spektaklu. Przyjrzeć się sytuacjom, postaciom, nie troszczyć się o ich fabularne dopełnienie. Zająć się tym, co najważniejsze. Czyli tym, jacy bohaterowie Czechowa są i jak ze sobą współistnieją. Obserwowanie tych powikłanych, nieprostych relacji międzyludzkich, pełnych niedopowiedzeń, urwanych tropów, luk i wzajemnych niezrozumień, całego tego świata stworzonego przez reżysera i aktorów jest samo w sobie fascynujące. Nic tu nie jest jednoznaczne; bohaterowie rysowani są powoli, delikatną kreską, ich charaktery nie są ostro nakreślone. Choć często sytuacje są zabawne, nie wynika to z komizmu postaci, lecz z nieporadności, czasami aż bolesnej, obcowania ludzi ze sobą. Druga część spektaklu to powolne wygasanie emocji, nadziei i marzeń. Siostry siedzą razem, przytulone, półsenne na tapczanie, tuż przy widowni. Za nimi nieprzyjazna pusta przestrzeń, w głębi stół, na nim złożone krzesła. W miasteczku dogasa pożar, pułk Wierszynina podobno odjedzie, Irina rozważa małżeństwo z baronem. Nie będzie dramatycznego pożegnania Maszy z Wierszyninem, śmierci barona, zwycięstwa Nataszy, końca świata. Ale ta bezradność sióstr, które powoli uświadamiają sobie, że coś przeminęło i nie spełniło się, jest może bardziej dojmująca niż Czechowowskie zakończenie.

PWST. „Ćwiczenia z Czechowa" wg „Trzech sióstr", reżyseria Paweł Miśkiewicz. Spektakl dyplomowy IV roku Wydziału Aktorskiego. Premiera 15 kwietnia 2004 r.

Gaz. Wyb. 19.04.2004